Otwierając się na pewne koncepcje dotyczące Ducha, prosisz o Ducha. Zakładasz, że wszystkie Jego oddziaływania będą korespondowały z koncepcją, którą uformowałeś. Oczekujesz od Niego, na przykład, aby był dla ciebie Duchem pocieszenia i kompasem w pachnącym ambrozją rajskim powietrzu. Uważasz, że jest On po to, by podnieść ciebie do ponad-doczesnej duchowej sfery poetyckich wizji wysp, gdzie błogosławieństwa będą spływać na ciebie, z prawa i lewa. Lecz Duch jest prawdą i musi przyjść w swoim własnym prawdziwym charakterze albo wcale.
Zabiegałeś o Jego opiekę, której ci nie odmówił, lecz jak zdziwiony jesteś, kiedy On chwyta cię za rękę – aby przygotować cię do gwałtownego wstąpienia do najwyższego nieba – i nagle okazuje się, iż zabrał cię z sobą po to, by poprowadzić w dół, do jakiegoś głębokiego i ciemnego lochu pełnego najobrzydliwszych wizerunków. Na próżno wzdrygasz się i cofasz; odkrywasz przez to tylko, jak żelazny uścisk On posiada. Każe ci patrzeć na te odrażające podobizny i obserwować jakim ucieleśnieniem twoich cech z przeszłości one są.
Jeden z tych obrzydliwych posągów nazywa się samolubstwem, a jego wzniosły piedestał pokryty jest inskrypcjami dat. Spoglądasz na nie, twój przewodnik zmusza cię do tego, a ty przerażony starasz się odnaleźć to, co postrzegałeś jako najwspanialsze i najbardziej poświęcone godziny z twojego przeszłego życia, właśnie te.Jest tam też odpychająca podobizna zwana chciwością, a ty zuchwale na nią spoglądając, mówisz “Jestem pewien, że nie ma na niej wyrytej żadnej mojej daty.” Lecz jest ich tam wiele, a niektóre są złote, kiedy to wyobrażałeś sobie złączenie z niebem. Wściekłość, gniew, złośliwość. Zobacz, jak te wstrętne potwory zdają się patrzeć na ciebie przez palce ze swoich miejsc, jak dobrze znani kamraci. Jak brzydki jest obraz twojego przeszłego życia widniejący na ich piedestałach.
Widzisz na twarzy niewiarę i marszczysz brwi, mówisz jej, że nic o niej nie wiesz. Jakiekolwiek są twoje winy, nigdy nie byłeś niewierzącym. Duch zmusza ciebie byś zobaczył, że niewiara sprawiedliwie rości sobie prawo do twojego całego przeszłego życia. Głębokie upokorzenie i przeszywający żal ogarniają twoje serce.
“Przynajmniej”, mówisz stojąc po przeciwnej stronie posągu kłamstwa, “nie jestem kłamcą. Nienawidzę fałszu z całego serca.” Duch Boży pokazuje ci, że nie byłeś wierny prawdzie nawet co do pór twojej modlitwy. Szczegółowo i zupełnie upokorzony, zniechęcony i świadomy uderzenia, przyznajesz, że tutaj, w tej wilgotnej galerii i pośrodku tych wstrętnych podobizn jest twój prawdziwy dom. Ze wstydem przypominasz sobie myśli, którymi zasmucałeś Ducha i padasz do Jego stóp wyznając swoją głupotę. Będąc w takim stanie On ciebie podnosi i wyprowadza na świeże powietrze w głąb błogosławionego baldachimu nieba i znajdujesz rydwan, w którym możesz, bez przeszkód zająć miejsce obok Ducha i odwiedzić miejsca radości będące ponad ziemią
Subscribe
2 komentarzy
najstarszy