“Następnego lata John Hyde znów pojechał do swoich przyjaciół w góry. Później napisali o nim: “Jego pokój tylko jedną ścianą stykał się z naszym domem stał samotnie na wzgórzu. Tutaj właśnie przyjechał; przyjechał by gorliwie wstawiać się u swojego Mistrza. To wstawiennictwo było połączone z wieloma ważnymi aspektami Bożego królestwa na ziemi.
“Dla wszystkich było jasne, że jego dusze przygniatał ogromny ciężar. Opuszczał wiele posiłków, a kiedy szłam do jego pokoju, znajdowałam go leżącego jakby w wielkiej agonii, lub chodzącego po pokoju jakby jego kości trawił jakiś wewnętrzny ogień. I rzeczywiście był to ogień, o którym mówił nasz Pan: “Ogień przyszedłem rzucić na ziemie i jakżebym pragnął, aby już płonął. Chrztem mam być ochrzczony i jakie jestem udręczony, aż się to dopełni” John nie pościł w zwykłym słowa tego znaczeniu, a jednak kiedy błagałam go, by przyszedł na posiłek, często patrzył na mnie, uśmiechał się i mówił: “Nie jestem głodny”
“Nie! Jego własna dusze trawił inny głód i tylko modlitwa mogła go zaspokoić. Przed duchowym głodem znikał ten fizyczny. Usłyszał Pana mówiącego do niego: „Pozostań tu i czuwaj ze mną.” Tak wiec przebywał tam ze swoim Panem, który dał mu przywilej wejścia ze sobą do Getsemane.”
Z książki “John Hyde — Apostoł Modlitwy”